Tym razem chciałam sprawdzić, czy potrafię całkowicie zmienić styl. Ostrzeżenie, jak na moje standardy, jest słownictwo. I… No cóż, cała ta historyjka jest dość specyficzna.
## Groszek
Groszek zdechł jakoś na początku października i miał do tego pełne prawo; siedemnaście lat dla takiego małego, burego kundelka, to jak dla człowieka setka. Albo i więcej. Można ten sędziwy wiek uznać właściwie za spore osiągnięcie, jeśli weźmie się pod uwagę ulubione rozrywki Groszka, do których zaliczało się między innymi przebieganie przez ulicę dokładnie wtedy, gdy jakiś wariat sprawdzał jak szybko można jechać ciężarówką w terenie zabudowanym, nie tracąc przy tym prawa jazdy. Według obliczeń, delikatnie mówiąc, poirytowanych mieszkańców, na tej cholernej ulicy, tylko w ciągu ostatniego roku zginęło jedenaście kur, pięć kotów i dwa jeże. Groszkowi jednak zawsze się udawało, podobnie jak Nerusiowi, wilczurowi z sąsiedztwa. Obydwu psom powszechnie wróżono marny koniec, ale Groszek opuścił ten świat bez szczególnych cierpień. Do końca trzymał się na swoich krzywych, czterech łapach, nawet nie oślepł, ani nie ogłuchł. Po prostu, jak stwierdził Marek, jego właściciel, naturalna kolej rzeczy w końcu dobrała mu się do chudego tyłka. Położył się na swoim posłaniu w szopie, wcześniej obróciwszy się trzy razy, zasnął i więcej się nie obudził.
6 komentarzy