Elanor nie poleca – „Wybrani”

Do sięgnięcia po cykl „Wybrani” autorstwa Christi Daugherty, znany również jako „Nocna szkoła” zachęciły mnie głównie pozytywne opinie, wręcz zachwyty, na które natrafiałam niemal w każdym, poświęconym tej serii artykule. Zmusiłam się więc w końcu do tego nadludzkiego wysiłku, zalogowałam do DZDN i już po chwili trzy z pięciu książek znalazły się na moim iPhonie. Dwie brakujące wyżebrałam na eltenowym forum. Aura wyjątkowo sprzyjała, więc z nadzieją na dobrą zabawę, przystąpiłam do lektury.

O czym to jest?

Allie Sheridan kompletnie nie radzi sobie z nagłym zniknięciem brata, z którym była bardzo związana. Dziewczyna ciągle popada w konflikt z prawem i zdesperowani rodzice w końcu decydują się na wysłanie jej do akademii Cimmeria, szkoły z internatem. Szkoła jest dość nietypowa, uczą się tam dzieci z najbogatszych i najbardziej wpływowych rodzin. Niebawem okazuje się, że sama szkoła, a także rodzina Allie kryje wiele tajemnic.
Uznałam, że to zdecydowanie moje klimaty. Szkoła w starym zamczysku, tajemnice, aż zacierałam łapki z radości. Zacieranie łapek skończyło się jednak dość szybko i bynajmniej nie dlatego, że
w pewnym momencie przerzuciłam się na monitor brajlowski.

Pierwsze strony

Pierwszych kilkadziesiąt stron to było zdecydowanie to. Główną bohaterkę poznajemy w momencie, gdy wraz z kolegami ucieka przed policją. Na sumieniu ma włamanie i akty wandalizmu. Widzimy, że to nie jest grzeczna dziewczynka i można odnieść wrażenie, że w przyszłości jeszcze wiele razy pokaże pazurki, że to dopiero początek. Dalej, już w Cimmerii poznajemy Cartera, chłopaka, którego nikt nie lubi, Sylvaina, chłopaka, którego z kolei wszyscy uwielbiają, Katie, która nie lubi Allie, bo lubi Sylvaina (a zdaje się, że Sylvain polubił Allie), Jo oraz kilka innych osób, które Allie lubią. Sama Allie zaś nie wie, czy wpadł jej w oko francuz Sylvain, czy może jednak Carter. Wszyscy jej mówią, że Carter to świnia jest. No, może niezupełnie tak, ale coś w tę kratkę.. Na dodatek w szkole dzieją się rzeczy jak na szkołę nietypowe i, uwaga, nie ma to związku z duchami, wampirami, wilkołakami, wampirowilkołakami, zombie bobrami ani Lordem Voldemortem, lecz z przywodzącą mi nieodparcie na myśl Masonerię organizacją, która poniekąd rządzi Wielką Brytanią, a do której rekrutują się właśnie uczniowie Cimmerii. Relacje między bohaterami zawiązują się typowo dla tego rodzaju powieści, ale w połączeniu z tym tajemniczym i nie zwampirzonym wątkiem zapowiada się ciekawie.

Prawie zdetronizowała Bellę

Na zapowiedzi niestety się kończy. Im dalej w las, tym bardziej Allie zmienia się w rozhisteryzowaną Mary Sue, autorka wyraźnie zapomina, jak zarysowała bohaterów i gubi po drodze wszystko, na co się zanosiło. Carter zupełnie traci image niemiłego faceta i… ogólnie wszyscy coś tracą. Na przestrzeni całego cyklu, najbardziej niestrawnym elementem jest jednak sama Allie. Ta zbuntowana dziewczyna z pazurem ewoluuję w ciamajdę i mazgaja. Aż mam ochotę z czystej złośliwości uruchomić jakieś narzędzie i sprawdzić, ile razy w całej serii padają zdania: „Co ci jest?”, „Nic mi nie jest?” i kilka pokrewnych. W ogóle użalania się Allie nad sobą, oraz użalania się nad samą Allie jest tam tyle, że wystarczyłoby spokojnie na obdzielenie pięciu takich pięcioksięgów. Tej bohaterce, w moim prywatnym rankingu najgorszych bohaterek literackich udało się zająć zaszczytne miejsce obok Belli Swan. Nie zdetronizowała jej, ale znalazła się naprawdę blisko.
W ogóle większość bohaterów „Wybranych” jest skonstruowana po prostu źle. Albo nie mają charakteru, albo są nieprawdopodobni pod względem psychologicznym. Isabelle, dyrektorka szkoły, irytowała mnie tylko trochę mniej od Allie. Prawdę mówiąc, chwilami kibicowałam głównemu antagoniście serii, imperatorowi Natanielowi.

Wszystko poszło nie tak

Ktoś mógłby zapytać, po co właściwie czytałam cały cykl, skoro tak bardzo działał mi na nerwy. Mimo wszystko ciekawa byłam tego wątku politycznego, ale i to ostatecznie zawiodło. Przede wszystkim mieliśmy tego zdecydowanie za mało. Zamiast rozgrywek na szczycie szczytów władzy, które mogły się okazać dla czytelnika pasjonujące, musieliśmy czytać o tym, co w danym momencie główną bohaterkę boli, ewentualnie o tym, że naprawdę nie wie, czy Carter, czy Sylvain. I znowu o tym, co ją boli. Słowo ból, odmienione przez wszystkie przypadki, też bym chętnie wrzuciła komputerowi do przeliczenia.
Choć dialogi są dość sztywne, sam sposób narracji – trzeba przyznać – jest przyjemny, idealny dla tego typu historii. Jednak poza narracją oraz ciekawym i niestety zmarnowanym pomysłem, nie potrafię wynaleźć więcej pozytywów, a o negatywach mogłabym napisać dziesięć razy więcej.
Nie ukrywam, że podczas lektury nieźle się bawiłam, ale raczej nie z przyczyn, z których powinnam. Z czystym sumieniem nie polecam „Wybranych”, chyba, że ktoś ma ochotę zobaczyć, jak bardzo można zmarnować własny pomysł.
Pozdrawiam Was serdecznie
Elanor

7 komentarzy

  1. tomecki said:

    To poczytaj sobie panią Małgorzatę Falkowską. Po tym wszystko, włacznie ze Zmierzchem wyda się fajne. Tak btw zmierzchu nie tknąłem więc moja opinia o tej książce to klasyczny stereotyp.

    5 października 2019
    Reply
  2. jamajka said:

    Znasz w końcu „aplikację”? Znasz Cheruba w części lub całości? Dwie różne książki, ale w każdej jest coś z tego, co wymieniłaś jako fajne, raz elitarna szkoła z tajemnicami, raz konflikty z prawem… dlatego pytam. xd

    5 października 2019
    Reply
  3. Monia01 said:

    Tomecki, przeczytałamkilka stron „Męża potrzebnego na już.” To chyba było jej 😀

    5 października 2019
    Reply
  4. Elanor said:

    Maju, „Aplikacji” jeszcze z pewnych względów nie chcę ruszać, ale w przyszłości mam zamiar.

    5 października 2019
    Reply
  5. jamajka said:

    A, no tak, racja, zapomniałam.

    5 października 2019
    Reply
  6. tomecki said:

    Do Moni, taak! Miłe, co? :d

    6 października 2019
    Reply
  7. pajper said:

    Czytałem „Wybranych” już dawno, kilka latek będzie. Wtedy cykl nie był jeszcze ukończony, ale odniosłem bardzo podobne wrażenie – coś się popsuło.
    Pierwsza część… „Dziedzictwo?” O ile pamiętam tak się to nazywało. Jeszcze do przełknięcia, zwłaszcza początek.
    Ale drugą przeczytałem tylko z nadziei, że się poprawi. Trzeciej nie ukończyłem.

    24 grudnia 2019
    Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *