Przyznam się Wam, że nie przepadam za latem, a przynajmniej za latem w mieście. Gorąco i ciągły hałas to dwie rzeczy, które – jak pewnie wiele osób – znoszę wyjątkowo źle. Najlepiej czuję się przy temperaturach nie przekraczających znacznie dwudziestu stopni, niezbyt natrętnym nasłonecznieniu oraz regularnych opadach deszczu. Deszcz to dla mojego mózgu
w ogóle jest jakaś magia. Przy dźwięku bębniących o szyby kropel potrafię się skupić jak przy niczym innym, więc siłą rzeczy jest to mój top of the top ulubionych dźwięków. Ale nie tylko deszcz stanowi dla mojej duszy muzykę.
10. Odgłos przejeżdżających dorożek.
To była chyba jedna z pierwszych rzeczy, za które już w dzieciństwie pokochałam Kraków. Słysząc ten dźwięk, łatwo sobie wyobrazić, że przenieśliśmy się sto lat wstecz.
9. Odgłos przejeżdżających pociągów.
Jednych to drażni, inni ten dźwięk lubią i zaliczam się zdecydowanie do tej drugiej grupy. Praktycznie przez całe życie mieszkam niedaleko stacji PKP i przejeżdżające pociągi to codzienność. Kojarzą mi się z domem, z pewnym poczuciem bezpieczeństwa. Gdy byłam dzieckiem, leżąc w nocy i słysząc pociąg, zastanawiałam się, dokąd jedzie, kogo wiezie, czy ludzie zamknięci w tych wszystkich wagonach śpią, czy zajmują się jakimiś innymi sprawami. Trzeba przyznać, że w tych pociągach też jest jakaś magia.
Dźwięk, który słyszy się podczas jazdy pociągiem również bardzo lubię.
8. Cykanie pasikoników i innych owadów prostoskrzydłych.
Odgłos lata; lipca, sierpnia, czasami września, a nawet początku października. Niekiedy, słuchając tego dźwięku, można odnieść wrażenie, że wszystko wokół faluje. Pięknie się to zgrywa z wypoczynkiem w hamaku.
7. Mruczenie kota.
Wydaje mi się, że tu nie potrzeba wyjaśnień. 🙂
A jeszcze w połączeniu z padającym deszczem…
6. Ogień płonący w kominku, lub piecu.
To tak w klimacie powyższego. Wiem, że się teraz stawia na ogrzewanie ekologiczne, ale obawiam się, że ciepła i odgłosu domowego ogniska niczym się nie da zastąpić.
5. Wszelkiej maści stare, nakręcane zegary.
Niektóre potrafią wybijać godziny w naprawdę cudowny sposób. Każdy dom, w którym znajduje się taki zegar, ma swoją niepowtarzalną atmosferę. Czasem wydaje mi się, że wbrew pozorom, czas płynie tam wolniej, że jest go więcej. 🙂
4. Pohukiwanie sów.
Ciarki mogą przejść po plecach, kiedy się w nocy usłyszy na przykład puszczyka, ale mimo wszystko, a może właśnie dlatego, bardzo lubię odgłosy wydawane przez sowy. No dobrze, wrzask płomykówki jest naprawdę przerażający, ale pomijając płomykówkę, sowy zdecydowanie mają moc.
3. Narzekanie kur.
Tak, wiem, to dość zabawny wybór jak na trzecie miejsce, ale naprawdę lubię ten dźwięk; takie charakterystyczne zrzędzenie. Pamiętam do dziś kury wujka, stojące przy ganku i marudzące właśnie w ten sposób o więcej pszenicy. Odgłos dzieciństwa, aż cieplej się na sercu robi.
2. Dzwonki wietrzne.
Drewniane, metalowe, różne. W moim domu na pewno gdzieś jakieś zawieszę.
1. Śpiew kosa.
Śpiew tego popularnego ptaka często umyka nam w miejskim hałasie, ale w nocy, lub w godzinach wczesnoporannych, nabiera szczególnego uroku i niejednokrotnie mnie oczarował. Czasami w absolutnej ciszy, czasami w towarzystwie świerszczy, albo żab, przeradza się w arcydzieło natury. Myślę, że taka pieśń, usłyszana wczesnym rankiem, musi zwiastować dobry dzień.
A Wy jakie odgłosy lubicie?
Pozdrawiam Was serdecznie!
Elanor
Ja nie wiem czy bym ustawiał jak ty po kolei, ale jak już o kolei to tak, dźwięki pociągów, i to dźwięki przekładni motorów trakcyjnych u lokomotyw jak i dźwięk specyficznych kół monoblokowych które mają niepowtarzalnie dźwięczny dźwięk, a jak już o kołach monoblokowych w pociągu to i ich hamulce tarczowe takie miałczące są super.
Uwielbiam dźwięk też cykaczy, ale tych tropikalnych tych co tak nisko cykają i piskają.
Uwielbiam dźwięk potężnych silników diesla turbo doładowanych, jak na przykład lokomotyw spalinowych czy tych instalowanych na statkach.
Uwielbiam odgłos przejeżdżających tirów, jak je słyszę to sobie wyobrażam co mogą przewozić.
Co do przejeżdżania to i dźwięk falowników pociągów które mają rozruch impulsowy jest niesamowity, to te muzyczne pociągi które pod czas ruszania grają kfintę czystą albo inne motywy jak tercję małą czy tak dalej.
Trudno mi jest to poukładać tak ładnie, jak tobie. Stwierdzic, któy dźwięk mi się bardziej podoba, a który trochę mniej. Nie mniej moja dziesiątka
(kolejność dowolna):
1 Śpiew zięby – ten cudowny trel z mnóstwem zawijasów,
2 śpiew kosa – tu się z tobą zgadam absolutnie, jego gwizdanie, jakby zawsze był zadowolon i żawsze mówił, że życie jest piękne,
3 śpiew słowika – zarówno słowik szary jak i słowik rdzawy wydają z siebie dźwięki, przy ktyórych mięknie serce,
4 żaby – chór żab: jeziorkowych, moczarowych, śmieszek, trawnych i innych,
5 rzekotki – nadrzewne płazy, które chórem nadają jak stado marakasów i kastanietów w jednym,
6 kumaki – kumaki górskie i nizinne i ich słodkie "uuu uuu", zmieszane jeszcze z rzekotkami, to najpiękniejszy, a w każdym jeden z najpiękniejszych koncertów przyrody,
7 koty – lubię zarówno mruczenia kota, które wprowadza mnie w bardzo dobry nastrój i zawszę przekazuje mi: "Nie martw się", to miałczenie kota też potrafi być piękne, naprawdę śpiewne i rzewne,
8 pasikoniki – lubię tylko pasikoniki śpiewajace, które wydają z siebie jednostajne srsrsrsrsrsrsr, tri-tri-tri świerszczy mnie denerwuje,
9 dzwony kościelne – dzwony kościelne oraz karyliony to jest coś, co zawsze napełniało i napełnia mnie nadal jakąś duumą, zachwytem i taką dziwną tęsknotą,
10 dzwonki różne – w ogóle lubię dzwonki te wiatrowe, coshi, zwykłe ceramiczne, kryształowe i te najzwyklejsze metalowe z serduszkiem.
Lubię dźwięk pociągów, a ponieważ tory mam blisko, to słyszę je praktycznie wszystkie. Świerszcze itd. też lubię i takie nocne stworzonko, które wydaje dość dziwny dźwięk, sama nie wiem jak to określić. Często słyszałam u rodziców na wsi, gdy jeszcze tam mieszkałam. Podejrzewam, że to może być jakiś leśny stworek, bo tam lasów pełno dookoła.
No to u mnie zdecydowanie pociągi tak, i lubię i słucham często filmików ze szlaków dla relaksu, lubię jeździć i w ogóle. Poza tym to co opisała Tygrysica z wyjątkiem 9 i 10 podpunktu 🙂
Jak to jest ze mną nie wiem czy wyjdzie dziesiątka, ale opowiem jak sprawa wygląda z mojej perspektywy.
Ptasi koncert, szczególnie kosa z jego przeciągłymi gwizdami, skowronków, słowików, zięb, ale generalnie mam na myśli śpiew ptaków podczas pobytu w parku czy w lesie.
Cykanie świerszczy, gdy siedzę w ogrodzie do późnych godzin nocnych to mnie uspokaja.
Szmer strumyka, ten dźwięk również działa na mnie kojąco.
Szelest liści potrząsanych przez wiatr.
Niektóre zegary przypominają o dawnych czasach, mój dziadek był właśnie kolekcjonerem zegarów.
Pociągi, ale tylko pullmany w środku.
Trzask płyty winylowej, nie z komputera tylko z gramofonu.
Skwierczące potrawy, to przywodzi na myśl coś dobrego.
Palenie ogniska, to mi przypomina stare, dobre czasy.
Odgłosy starych silników stacjonarnych lub dwusuwowych w starych motocyklach
Dorzucam dźwięk gitary klasycznej i szum morza.
Co do dźwięków, które uwielbiam to na pewno:
1. śpiew ptaków.
2. Trzask ogmia w kominku.
3. Deszcz bębniący o szyby i parapety.
4. różnego rodzaju wodospady i skrumyki.
5. Dorożki i bryczki.
6. Pasikoniki.
7. dźwięk gotującej się wody w czajniku jakoś mnie ten dźwięk uspakaja.
8. grające organy w kościołach i w ogóle różne instrumenty.
9. Śpiew chóralny i na głosy.
10. Pociągi też lubię.
No to teraz moje ulubione dźwięki. Dziesiątki to raczej nie będzie, ale uwielbiam: Mruczenie kota, śpiew ptaków, szum moża, plusk rzek i strumieni, odgłos kaskad wody spadających z wodospadu, trzask ognia w kominku, w piecu, lub na ognisku, Stukot kropel deszczu uderzających o szyby, Stukot jadących doroszek i wszelkiego rodzaju dzwonki. Lubię też dźwięki pozytywek, ale tych nakręcanych. No i oczywi\ście cykanie zegarów, pasi koniki i świerszcze.
Lubię pociągi, ale nie jak mi wyją zaraz przed nosem. Deszcz mnie usypia tak po prostu. Wszelkie ptaszki śpiewające i odgłosy z domowego kominka super sprawa. Niestety, już kominka, ani pieca drzewnego nie posiadam. Nie lubię wszelkiego robactwa, więc staram się nie przywiązywać do tego, jakie one tam dźwięki wydają. Kotek tak, ale mruczący, nie drącysię. Zegarów też nie lubię. Prucz tego wszelkie samochody/ motocykle, tylko nie szlifierki/ ścigacze i nie diesle.
A ja jeszcze posiadam piecyk, mogę więc się cieszyć odgłosem buzującego w nim ognia w jesienne i zimowe wieczory. 🙂
Ja już nie. To niestety jedyna zaleta jego.
Co racja to racja. No i może być zaletą jeszcze jedną to, że można sobie nogi położyć przed nim i je ogrzać.
Nie wiem gdzie masz kaloryfery, ale ja od maja mam na dole pod oknem, więc jak najbardziej będę miał taką możliwość.
No w mieszkaniu mojej babci też są pod oknem, ale nóg się na nich położyć nie da, trochę nie wygodnie by było. a piecyk podłogę przed sobą ogrzewa, przynajmniej ten mój i jest łatwiej.
U nas też pod oknami i też nóg raczej nie położy, bo dostęp nie jest taki łatwy. Aczkolwiek to kwestia umeblowania po prostu.
No u mojej babci, gdybym siedziała na podłodzę wygięta w chińskie 8 może by się dało.
Ja właśnie patrzyłem i jak najbardziej się da, a po za tym grzeje z góry i dołu, więc super.
No to masz fajnie, że się da u ciebie.
Pasikoniki są cudowne! Relaks w najczystszej postaci. Odgłos strumyka i morza też są piękne.