W dół, na pochodni patrzę las,
Na rzekę istnień, strumień skarg,
strażników, co swój tracą sen,
aby ktoś mógł spokojnie spać.
W uśpionym mieście cisza gra,
w serc rytmie i oddechów stu,
Zgaśnie czasami któraś z lamp,
Płomieniem innej szarpie wiatr.
Ulicą pustą sunie strach,
Zagląda w okna, stuka w drzwi,
Przyobleczony w śmierci płaszcz,
Drżeniem wypełnia każdą z chwil.
Niech nocy szept wytchnienie da,
Niech nas dosięgnie dobra myśl,
Przyjazne słowo, kilka gwiazd,
Wystarczą, by znów nabrać sił.
Niech ześle ranek jakiś żart,
promieniem słońca dotknie nas,
niechaj pozwoli dobry Pan,
by śmiech nas zbudził, a nie wrzask.
Bardzo dobry wiersz.
Super! 🙂