O komunistycznej zbrodniarce szukającej Boga w Laskach, które nie są laskami, o tym, że widząc głębię mimo wszystko lepiej bezmyślnie nie skakać na główkę oraz o granicach autorskiej interpretacji

Uważaj, czego sobie życzysz

Do obejrzenia filmu pod tytułem „Zaćma” Ryszarda Bugajskiego, przymierzałam się właściwie od czasu, gdy wszedł na ekrany, czyli od 2016 roku. Wybierałam się do kina, ale jakoś się wtedy nie złożyło; byłam w Krakowie, sporo zajęć. Ostatecznie temat mi trochę umknął, lecz wciąż miałam w planie obejrzeć. Dwie, późniejsze wizyty w Laskach sprawiły, że postanowiłam ten plan w końcu zrealizować. Jak na zawołanie, film pojawił się w Bibliotece Centralnej, z audiodeskrypcją. Któregoś dnia miałam nastrój odpowiednio paskudny, więc uznałam, że zepsuję go sobie jeszcze bardziej. I – jak to mówią – uważaj, czego sobie życzysz.
Ale po kolei.

O czym to jest?

Podpatrzmy na Filmwebie.
Druga połowa lat. 50. O prywatną audiencję u prymasa Stefana Wyszyńskiego (w którego rolę wciela się Marek Kalita) ubiega się Julia Brystygierowa (Maria Mamona) była szefowa słynnego Departamentu Piątego. Eks-funkcjonariuszka Ministerstwa Bezpieczeństwa, zwana niegdyś „Krwawą Luną”, o której mówiono, że osobiście i z sadystyczną zawziętością katowała więźniów politycznych. Teraz, szukając porady duchowej, dąży do spotkania z Wyszyńskim. Zanim jednak dojdzie do konfrontacji, Brystygierowa będzie musiała przekonać do swoich racji oślepionego księdza (Janusz Gajos) i cierpiącą na kryzys wiary zakonnicę (Małgorzata Zajączkowska).

Tyle Filmweb, wkracza Elanor

Nad prawdą historyczną samą w sobie rozwodzić się nie będę. Nie jestem historykiem, nie mam dostępu do żadnych akt IPN, żeby móc się na ten temat wypowiadać. Wszystko o czym napiszę, opieram na tym, co jest powszechnie dostępne i na czym prawdopodobnie oparł się (albo raczej próbował się oprzeć) pan Bugajski.
O Julii Brystygierowej, z domu Preis, mówiono, że jest psychopatką. Przypisywano jej praktyki gorsze od SS-mańskich. Była Żydówką, choć jak utrzymywała, w Boga nie wierzyła.
Z wykształcenia doktor filozofii. Faktem jest, że kilkakrotnie spotkała się z Wyszyńskim
i można odnieść wrażenie, że w jakiś swój pokrętny sposób go szanowała. Kolejnym faktem jest, że w pewnym momencie wycofała się z polityki i, że umarła, oraz została pochowana w Laskach. Tu pojawiają się spekulacje o jej duchowej przemianie i nawróceniu na Katolicyzm, o czym chyba miał być film Bugajskiego.
Co widzimy? Widzimy kompletnie rozsypaną psychicznie kobietę, dla której wyznawana ideologia do tej pory była wszystkim. Widzimy zbrodniarkę, do której stopniowo zaczyna docierać, kim była (więc, wniosek, nie psychopatkę). Widzimy osobę próbującą szukać duchowego ratunku u człowieka, którego być może szanowała. Umawia się na spotkanie
w zakładzie dla niewidomych – uwaga, uwaga – w podwarszawskich… Górkach; wiecie, ośrodek w lesie, czy też parku, prowadzony przez siostry zakonne. I cmentarz jakby znajomy. Dość długo się śmiałam. Później wyczytałam, że w Laskach nie wyrażono zgody na użycie w filmie tego miejsca.
Bohaterka przyjeżdża do Las… Przepraszam, Górek i od razu, kolokwialnie mówiąc, dostaje
w łeb. Drzwiami w kaplicy. Przebywający w zakładzie prymas niby się na spotkanie zgodził, ale teraz, nagle, zaczyna mieć wątpliwości, czy to aby na pewno dobry pomysł. Wysyła więc na zwiady siostrę Benedyktę (jak się później okazuje również Żydówkę, znajomą Julii, cierpiącą na jakże modny we wszelkich współczesnych produkcjach kryzys wiary) oraz oślepionego podczas przesłuchań księdza Cieciorkę, którzy usiłują wybadać, jaka jest właściwie tak desperacka przyczyna chęci spotkania z Wyszyńskim. Obydwoje są nastawieni nieprzychylnie, czemu trudno się dziwić. Nie przyzwyczajona do takiego traktowania Julia się dziwi i kilkakrotnie próbuje się wycofać.
Sporo się tam po drodze dzieje. Brystygierowa na dłużej zostaje w Górkach, bo gdy chce uciec, okazuje się, że ktoś jej opony w samochodzie poprzebijał. Ma wizje, w których katowany przez nią więzień jest Chrystusem – ociera mi się to jakoś niebezpiecznie o kicz. W ogóle tej duchowej głębi, na którą się początkowo zanosi, praktycznie w filmie nie ma. Bugajski, w wyrazie, posługuje się schematami, wręcz stereotypami. Julia, jako wyrodna matka, bije synka ścierką. Nawet jako sadystka, jest… schematyczna.
To, co miało ukazywać przemianę Julii, jest bardzo rozmyte, nieprzekonujące, a u doktora filozofii mogłoby to wyglądać naprawdę ciekawie.
Co dostajemy w ramach tej przemiany? Chyba najbardziej idiotyczną scenę w całym filmie.
Julia leży na trawie. Nie wiadomo, czy śpi, czy ma jedną ze swoich wizji. Podchodzi do niej niewidoma dziewczynka, dziewięcioletnia, nad wyraz mądra Julia, istny aniołeczek. Budzi ją i zaczynają rozmawiać o tym, że Julia starsza była mądra, gdy miała dziewięć lat. A teraz jest głupia. Albo, w sumie, nie wie jaka jest. W końcu na dziewczynkę szczeka labrador, pies przewodnik. Dziewczynka chwyta go za uprząż i odchodzi. Wybaczcie, ale w tym momencie nie mogłam, po prostu nie mogłam pozbyć się wrażenia, że mała zaraz na tego psa wsiądzie
i odleci.
Rozumiem, co ta scena miała symbolizować, ale znów tak bardzo, bardzo mnie nie przekonała, bo wiecie, tak to ja sama rozwiązywałam pewne problemy w opowiadaniach, w podstawówce.
Krótko mówiąc, kompletne rozczarowanie. Człowiek spodziewa się głębi, skacze na główkę, a tu dno zaskakująco blisko.
Sporo jest tam takich wątków, spłyconych do bólu. Pomijam stereotypowe podejście do niewidomych, bo mnie ten temat już po prostu nudzi. Reżyser chciał różne kwestie poruszyć, ale tylko zgarnął łyżeczką śmietankę z filiżanki z kawą, włożył do drugiej filiżanki i uparł się, że to kawa.

Najgorsze z najgorszych

Przejdźmy jednak do rzeczy, która uderzyła mnie zdecydowanie najbardziej, a mianowicie do kreacji postaci prymasa Wyszyńskiego. Nie wiem, czy może brak wzroku miał na to jakiś wpływ, czy coś jest nie tak z głosem pana Marka Kality, ale podczas tej kulminacyjnej, bardzo długiej zresztą sceny z udziałem prymasa, zrobiło mi się po prostu zimno. Wyszyński jawi się tu – owszem – jako człowiek niezłomny, mąż stanu, ale jednocześnie osoba niewyobrażalnie zimna, cyniczna, w pewnym sensie straszna. Z jednej strony trudno się temu dziwić, rozmawia przecież ze zbrodniarką. Z drugiej strony, wystarczy poczytać jego choćby „Zapiski więzienne”, żeby dostrzec, na czym polega kompletny brak prawdopodobieństwa tej sceny.
Słyszałam gdzieś kiedyś, że nawet ktoś z najbliższego otoczenia Wyszyńskiego zaprotestował przeciwko przedstawianiu go w podobny sposób.
I tak przechodzimy do kwestii ostatniej, a mianowicie do granic autorskiej interpretacji czyjejś historii. Filmy, czy powieści pseudo-biograficzne stały się ostatnio bardzo modne. Autor niby używa postaci realnych, ale kiedy przychodzą zarzuty, mówi natychmiast „To nie prawda, to sztuka”. Nie mówię, żeby biografii nie pisać, czy nie kręcić, ale jest to zadanie bardzo trudne i delikatne, wymagające olbrzymiej empatii. Przedstawiamy kogoś, często już nieżyjącego, wpływamy na to, jak będzie postrzegany. Jest coś nieetycznego
w traktowaniu czyjejś historii po przysłowiowych łebkach, w spłycaniu jej, uogólnianiu. Zastanawiam się też, na ile można sobie pozwolić idąc w stronę domysłów, jak zrobił to Bugajski. Czy w ogóle powinno się kręcić filmy na podstawie domysłów i oznajmiać światu: „To film o tej, a tej osobie”? Czy nie istnieje przypadkiem zbyt duże ryzyko, że kogoś skrzywdzimy?

Podsumowując

Rozpisałam się jak mało kiedy, ale po prostu trudno było tego nie zrobić. Sama jednak jestem sobie winna. Należało postawić te pytania przed wyrażeniem chęci obejrzenia filmu. Ale zwyciężyła czysto ludzka ciekawość. Może Bugajski wgłębił się w temat, odkrył coś ważnego, może czymś zaskoczy? Nie odkrył, nie zaskoczył. Zrobił po prostu zły film.
Pozdrawiam Was serdecznie
Elanor

4 komentarze

  1. Mimi said:

    Niedawno przeczytałam ciekawy zestaw szkiców biograficznych: Jarosław Molenda „Uwikłane w historie. Bohaterki i zdrajczynie”. Tam też jest o Julii zwanej „Krwawą Luną” i kwestii jej nawrócenia. Jakby co, pozycja dostępna w audio w DZDN.

    20 maja 2020
    Reply
    • Elanor said:

      Ooo, dziękuję bardzo za podpowiedź.

      20 maja 2020
      Reply
  2. Mimi said:

    Nie ma sprawy. Tak mi się skojarzyło. Lektura szkicu o Julii doda ciekawego smaczku wrażeniom po „Zaćmie”…

    21 maja 2020
    Reply
  3. Zuzler said:

    Oo, rzeczywiście, wracają teksty sprzed setek lat.

    21 maja 2020
    Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *